poniedziałek, 9 września 2013

Oto Kiwi :D

Mała czarna kulka jest z nami od soboty wieczorem :D Oczywiście nie mogło obyć się bez przygód ;) Ale od początku...
Wyjazd zaplanowaliśmy w dwóch etapach, ponieważ przejechanie prawie 700 km jednego dnia nawet na dwóch kierowców jest zwyczajnie męczące. W piątek mieliśmy pojechać do naszego rodzinnego miasta, przy okazji zobaczyć się z rodzicami, a następnie w sobotę pojechać do Warszawy. Ale w czwartek pojawił się problem z samochodem - alternator, który jakiś czas temu robiliśmy na szybko zaczął się sypać... Znowu coś... Szczęście w nieszczęściu do mechanika przyjechała rozbita audica z prawie nowiutkim alternatorem :D I na piątek nasze auto było już gotowe.
Kolejny problem pojawił się w sobotę, kiedy mój plan na cały dzień się nie udał, bo po prostu nie mogliśmy z niczym zdążyć... A ja tak straszliwie nie lubię się spóźniać... Na szczęście wszystko się jakoś dobrze ułożyło, nawet udało nam się zjeść przepyszny obiad u znajomych :D Koniec końców Kiwi została odebrana pod wieczór, poznaliśmy jeszcze tylko jej dwie siostry (ostatni raz widzieliśmy na żywo maluchy, gdy nie miały nawet tygodnia!) i zabraliśmy się w drogę powrotną.

Cóż mogę napisać? Mała jest cudowna! Wiem, że każdy właściciel zachwyca się swoim nowym szczeniakiem, ale Kiwi nas rozbraja swoją słodkością ;)
Podróż zniosła świetnie, a to dzięki hodowczyni, która zadbała o świetny socjal i dużo woziła małe kulki samochodem. Większość drogi przespała. Nowe mieszkanie zwiedziła bez strachu i już po chwili chciała się z nami bawić :D
Pierwsza noc była spokojna. Mała usnęła poza klateczką ale postanowiliśmy jej nie przenosić i nie zamykać. W środku nocy i tak sama się władowała do środka ;) Pobudki drastycznej nie było bo 6 rano to godzina bardzo przyzwoita. No i obyło się bez zniszczeń :)
Praktycznie całą niedzielę spędziliśmy razem ze znajomymi nad Zalewem Mietkowskim. Kwi większość dnia przespała, a jak już była aktywna ładowała się radośnie na kolana wszystkim, rozdawała buziaki i tarmosiła swojego Pana Szczurka :)
Powoli uczymy jej reagowania na imię. Mała sama z siebie oferuje siad, więc nauka tej komendy to kwestia wyłapania odpowiedniego momentu :)

Parę zdjęć na koniec, bo niedługo szykuje się kolejny spacerek :)

w drodze

jak to się je??

Słodziak :D

:)

Kumpel z wyjazdu - Rudy.
Niestety trochę małą olał ;)

6 komentarzy:

  1. Dziękuję za miłe posty ;)

    Ja na swoje małe szczęście czekam jeszcze przynajmniej do stycznia, już przebieram nogami i gryzę paluszki :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama sobie odpowiadam, ale jaki dystans mieliście do pokonania z Kiwi? Bo ja do "swojej" hodowczyni mam 410 km i zastnawiam się, czy tego nie rozbiję na dwa dni...:)

      Usuń
    2. Zależy jaką trasą będziesz jechać. My jechaliśmy spory kawałek autostradą i w jedną stronę mieliśmy ok 390 km. Ogólnie uważam to za niezły pomysł. No i dobrze by było wracać z psiakiem za dnia, nam się niestety nie udało ;)

      Styczeń wcale nie tak daleko :) Niestety najgorzej jest pod sam koniec ;P Życzę Ci aby wszystko ułożyło się po Twojej myśli! :)

      Usuń
    3. Na szczęście w grudniu wychodzę za mąż, więc przeleci!:)

      Usuń
    4. Gratuluję! :D Fajny to czas, planowanie ślubu :) Ale zapewne na 2 tygodnie przed będziesz już chciała być po ;P

      Usuń
    5. Już chcę być po, bo za psem tęsknie (rodzice mają dwa boksie, jestem tam co tydzień:P)! :) A "ustaliliśmy" (;/), że po ślubie dopiero psa bierzemy, umawialiśmy się z Dominiką z hodowli MotoPies ;)

      Usuń