czwartek, 26 września 2013

Kangurem jestem...

Kiwi kończy dzisiaj 11 tygodni... kiedy to zleciało?

Czy te oczy mogą kłamać?
Nasza czarna kula energii rozwija w sobie zdolność skakania i umiłowanie do wysokości ;) Weszła już na swoją klatkę (po łóżku, ale przymierzała się i do wskoczenia z podłogi - na razie bezskutecznie :P), stół w kuchni (bo przecież ludzie ciągle coś tam kładą i na pewno nadaje się to do jedzenia) a dzisiaj bez problemu wskoczyła mi na kolana gdy siedziałam na krześle obrotowym. Normalnie kangur, nie pies :D
Jest świetnie skoordynowana (wg mnie ;P), żarta (co ma dużo plusów ale i parę minusów typu żebranie), uwielbia się szarpać (rozwinęła swój Kiwi-style - oni ciągną, ja wiszę i robię za froterkę do podłogi ;) ). Sama słodycz ;)
Łapeczki!
Nadal podgryza nam różne rzeczy, ale ładnie reaguje na 'e-e' czy 'nie'. I chętniej przerzuca się na gryzienie rzeczy dozwolonych (chwała butelkom z plastiku i Kongu!).
Obecnie klikamy sobie odczulanie dotykania łapek i uszu. Z przednimi łapami Kiwi nie miała większych problemów, ale wolę wypracować spokojne czekanie, niż się pospieszyć i coś popsuć. A pazurki już są ostre i musimy je troszkę przytępić (nie, żeby to Batmanowi to przeszkadzało... ale nasze nogi podczas skakania cierpią... ).
Cudne piegi na łapeczkach ^^
Z rzeczy koniecznych do opanowania i wypracowania - skakanie na ludziów, wspinanie się na szafki i komenda 'zostań'. Troszkę to zaniedbaliśmy, ale niestety taki tydzień. Za to zostawanie samej w klatce wygląda zdecydowanie lepiej niż na początku. Nadal są jęki i stęki ale nie zastajemy armagedonu po powrocie i Kiwi zdecydowanie dłużej śpi jak jest sama (z 20 min do 4 godzin w 3 dni ;) ). Pomaga zmęczenie i długie spacery przed zaklatkowaniem.

Kiwi dorobiła się już paru pseudonimów - jest Piskorzem (bo się wije), Batmanem (bo ma wspaniały znak batmana na piersi i uszy nietoperza jak skacze :P) oraz Kangurem (z wiadomych przyczyn).

Piskorz poznał nową kumpelę - barbetkę Pestkę, zwaną czasami Księżną o Trwałej Ondulacji :) Wspólnych szaleństw nie ma końca. Mamy szczerą nadzieję, że dziewczyny bardzo się polubią już na stałe :D
Po zabawie trzeba odpocząć
Pestka i ulubiona siatka ;)
Jeszcze tylko, żeby pogoda się poprawiła i ciągle nie padało... Teraz nawet nie da się wyjść na jakiś dłuższy spacer :(

Parę zdjęć z zeszłego weekendu z kolejnego spotkania z ciocią Giną. Na chwilę wyszło nawet słońce!
Gdzie ta ciotka biega?
Przyczajony aussik

A za tydzień kolejna wizyta u weta i ostatnie szczepienie! :)

czwartek, 19 września 2013

Najpierw parę zaległości...

W zeszły wtorek odwiedziliśmy zaprzyjaźnionego weta. Kiwi została zaszczepiona. Podczas zastrzyku troszkę zapiszczała, ale ogólnie była grzeczna i wet nie jest dla niej strasznym miejscem :)

W zeszły czwartek Kiwi poznała swoją ciocię Ginę :) Spacerek się udał pomimo deszczu, który nas złapał. Kiwi biegała jak rakieta, deszczyk nie zrobił na niej wrażenia. Wieczorem dziecię zaległo wymęczone :D

pasienie synchroniczne

Weekend spędziliśmy w rodzinnym mieście. Kiwi spędziła cały dzień z rodzicami Gruszka podczas gdy my szaleliśmy na weselu przyjaciół. Spisała się świetnie :) Podróż też nie była dla niej żadnym problemem.

Obecnie Kiwi jest u nas już prawie dwa tygodnie a dzisiaj kończy 10 tygodni :D


Mała jest cudowna, poza momentami kiedy nie jest ;) A tak serio - jest pojętna, nie straszne jej różne powierzchnie (czy to kratki ściekowe, czy kafelki, czy torby podróżne a nawet ludzie ;P) - ładuje się na wszystko :)
na gruszce
ciekawe pozycje podczas spania...
Do ludzi jest otwarta, nie musi się z każdym witać ale też się nie boi. Podróże w samochodzie to sama przyjemność. Spacery obecnie są niestety krótkie (kwarantanna) lub tylko w miejsca w miarę bezpieczne. Pilnuje się swojego człowieka, ładnie reaguje na cmokanie, swoje imię i przywołanie :) Wczoraj odbyliśmy pierwszą podróż autobusem i tramwajem - było troszkę ziewania, ale głównie zaciekawienie i oczekiwanie na smaki ;) Bo jeśli chodzi o jedzenie, to mała jest straszliwie żarta :D A w drodze powrotnej mała usypiała mi na kolanach.
no daj smaka! przecież siedzę! i się paczę!
prawie wystawowo ;)
Ładnie łapie o co chodzi z załatwianiem na dworze, a wszystkie wpadki to tylko nasza wina :P
Największy problem to zostawanie samej. Ćwiczymy klateczkę i powoli idzie do przodu - dwie noce przespane bez żadnego problemu. Trochę gorzej to wygląda, jak nas nie ma w pokoju... ale to tylko kwestia czasu i cierpliwości.


Poza tym Kiwi to mała pirania o pyszczku słodkiego aniołka ;P I jesteśmy w niej totalnie zakochani! :D

uchole :D
pierwszy żwaczyk
biegnę!

poniedziałek, 9 września 2013

Oto Kiwi :D

Mała czarna kulka jest z nami od soboty wieczorem :D Oczywiście nie mogło obyć się bez przygód ;) Ale od początku...
Wyjazd zaplanowaliśmy w dwóch etapach, ponieważ przejechanie prawie 700 km jednego dnia nawet na dwóch kierowców jest zwyczajnie męczące. W piątek mieliśmy pojechać do naszego rodzinnego miasta, przy okazji zobaczyć się z rodzicami, a następnie w sobotę pojechać do Warszawy. Ale w czwartek pojawił się problem z samochodem - alternator, który jakiś czas temu robiliśmy na szybko zaczął się sypać... Znowu coś... Szczęście w nieszczęściu do mechanika przyjechała rozbita audica z prawie nowiutkim alternatorem :D I na piątek nasze auto było już gotowe.
Kolejny problem pojawił się w sobotę, kiedy mój plan na cały dzień się nie udał, bo po prostu nie mogliśmy z niczym zdążyć... A ja tak straszliwie nie lubię się spóźniać... Na szczęście wszystko się jakoś dobrze ułożyło, nawet udało nam się zjeść przepyszny obiad u znajomych :D Koniec końców Kiwi została odebrana pod wieczór, poznaliśmy jeszcze tylko jej dwie siostry (ostatni raz widzieliśmy na żywo maluchy, gdy nie miały nawet tygodnia!) i zabraliśmy się w drogę powrotną.

Cóż mogę napisać? Mała jest cudowna! Wiem, że każdy właściciel zachwyca się swoim nowym szczeniakiem, ale Kiwi nas rozbraja swoją słodkością ;)
Podróż zniosła świetnie, a to dzięki hodowczyni, która zadbała o świetny socjal i dużo woziła małe kulki samochodem. Większość drogi przespała. Nowe mieszkanie zwiedziła bez strachu i już po chwili chciała się z nami bawić :D
Pierwsza noc była spokojna. Mała usnęła poza klateczką ale postanowiliśmy jej nie przenosić i nie zamykać. W środku nocy i tak sama się władowała do środka ;) Pobudki drastycznej nie było bo 6 rano to godzina bardzo przyzwoita. No i obyło się bez zniszczeń :)
Praktycznie całą niedzielę spędziliśmy razem ze znajomymi nad Zalewem Mietkowskim. Kwi większość dnia przespała, a jak już była aktywna ładowała się radośnie na kolana wszystkim, rozdawała buziaki i tarmosiła swojego Pana Szczurka :)
Powoli uczymy jej reagowania na imię. Mała sama z siebie oferuje siad, więc nauka tej komendy to kwestia wyłapania odpowiedniego momentu :)

Parę zdjęć na koniec, bo niedługo szykuje się kolejny spacerek :)

w drodze

jak to się je??

Słodziak :D

:)

Kumpel z wyjazdu - Rudy.
Niestety trochę małą olał ;)